Harcerska miłość w czasach zarazy
Choć cały świat, walcząc z epidemią, zdążył przewartościować już niemal wszystko, to jedna rzecz nie zmienia się nigdy – nasze uczucia…Poznajcie historię Nikoli i Patryka, dwójki instruktorów z Koszalina, którzy bojąc się, że epidemia nie pozwoli im połączyć się świętym węzłem małżeńskim, postanowili przyspieszyć kwietniową datę swojego ślubu i podjęli szaloną decyzję, by w ciągu kilku godzin stanąć na ślubnym kobiercu, a to wszystko 24 marca, na dzień przed wprowadzeniem w życie nowych ograniczeń, dotyczących stanu epidemii.Dla naszej Pary Młodej wszystkie weselne konwenanse straciły zupełnie na znaczeniu, liczyło się tylko to co najważniejsze, to by przed Chrystusem wyznać sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Sala, goście, orkiestra, prezenty, życzenia, zabawa do samego rana, wszystko to, co było zaplanowane na 18 kwietnia, musiało pozostać w cieniu i czekać na lepsze, bezpieczniejsze dni, a dla nich samych, tego dnia, liczyło się tylko to, co w tych chwilach powinno być najważniejsze – oni sami i ich przysięga.Choć cały dzień się wahali, to jednak gdy zrozumieli, że termin ślubu mógłby się oddalić o wiele miesięcy, podjęli ostateczną decyzję. Sęk w tym, że było to o godzinie 22:00 i trzeba było zdążyć przed północą… I pomimo tego, że niektórzy spośród gości kładli się już spać lub stali właśnie pod prysznicem, to dzięki iście harcerskiej mobilizacji Młodych, kapelana, ich rodziny i świadków (również instruktorów), wszystko udało się przygotować i o godzinie 23:00 zaczęliśmy Mszę Świętą. Choć w ławkach mogli zasiąść tylko najbliżsi z najbliższych i nie wszystkie garnitury były zapięte na ostatni guzik, to jak mówią sami Młodzi, najważniejsze jest to, by być zawsze gotowymi… choć technicznie ich przygotowania trwały 60 minut, to duchowo do tego momentu byli gotowi już od dawna. Miłość Nikoli i Patryka to typowo harcerska miłość, są razem od wielu lat, odkąd jeszcze byli zastępowymi. Choć samo „wykonanie” ślubu było pomysłem co najmniej szalonym, to Patryk widział w tym rękę Pana Boga, który gdy powołuje swoich uczniów nie daje im dużo czasu do namysłu i oczekuje od nich bycia gotowymi od razu. Dzięki swojemu długiemu już narzeczeństwu Młodzi byli gotowi, o czym świadczy to, że bardzo wyraźnie zdawali sobie sprawę z tego, że Sakrament, jego sens a nie wszystkie dodatki i upiększenia, był dla nich najważniejszy. A nasze harcerskie „czuwaj!” nabrało dla nich nowego znaczenia 🙂
A tak, o naszych Młodych, pisał Gość Niedzielny:
Nikola i Patryk. Nie chcieli czekać do końca pandemii. W ciągu 40 minut podjęli decyzję: dzisiaj. Zdążyli w ostatnim momencie, przed wprowadzeniem kolejnych obostrzeń epidemicznych.
Nikola i Patryk to instruktorzy działający w koszalińskim Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej. Są parą od 7 lat i zamierzali związać się przed Bogiem węzłem małżeńskim w umówionej od miesięcy porze, czyli 18 kwietnia.
Tego jednak nie mogli przewidzieć: że 24 marca, tuż przed północą, będą w ekspresowym tempie ubierać ślubny strój, zwoływać bliskich, ustalać szczegóły z księdzem. I pędzić do kościoła pw. św. Kazimierza Królewicza w Koszalinie. Sytuacja błyskawicznie się zmieniła, gdy rząd zapowiedział nowe obostrzenia, m.in. ograniczenie ilości uczestników obrzędów religijnych do 5 osób.
– Kiedy usłyszałam o tej rządowej zapowiedzi, zadzwoniłam do syna. Co dalej? – mówi pani Sylwia, mama pana młodego. – Jego pierwsza myśl była taka: dziś bierzemy ślub. Ale nie obyło się bez wahania, bo było wiele za i przeciw.
– Nie wiedzieliśmy, jak długo potrwa sytuacja związana z koronawirusem, nie chcieliśmy przesuwać ślubu, tym bardziej, że rozpoznaliśmy nasze powołanie i długo się przygotowaliśmy do tego momentu – mówi Patryk, pan młody. – Nieważne było wesele, nieważna była oprawa tego wydarzenia, tylko udzielenie sobie nawzajem sakramentu małżeństwa. Chcieliśmy w tym trwać z Bogiem, w piękny sposób.
Jak dodaje pani Sylwia, także dla rodziców państwa młodych decyzja o przyspieszonym ślubie nie była łatwa. – Patryk czekał na naszą zgodę do ostatniej chwili, najdłużej namyślał się mój mąż, Piotrek. Po godzinie naprawiania samochodu i rozważania tego dylematu, wrócił do domu i powiedział: nie będę stał na przeszkodzie ich szczęściu i… wskoczył w wyjściowy garnitur. Tę zgodę przekazaliśmy Patrykowi… niecałą godzinę przed ślubem! Jeszcze jadąc do kościoła, dzwoniliśmy do najbliższej rodziny, żeby do nas dołączyli.
Niektórych trzeba było wyciągać z łóżek, innych.. spod prysznica.
Ostatecznie w uroczystości, która rozpoczęła się o godzinie 23, wzięło udział kilkanaście osób.
– To wszystko działo się jak w filmie. Narzeczeni zazwyczaj przygotowują się całe miesiące, jeśli nie lata, do ślubu. Ja miałam na to 40 minut – przyznaje Nikola, pani moda. – Szukaliśmy odpowiedzi, modliliśmy się o światło, jak postąpić. Czuliśmy, że to jest moment, by dokonać tego, o czym od wielu lat marzyliśmy. Pojawiały się jednak różne przeciwności. Kiedy zapadła decyzja, że przesuwamy ślub nazajutrz, zaczęłam szykować się do spania. I zaraz, po 22.00, zadzwonił Patryk. Nawet nie pytał, tylko poinformował mnie: o 23 wszystko zaczyna się w kościele!
W błyskawicznych przygotowaniach pomogła młodej świadkowa. – Makijaż, fryzura, strój, wszystko zeszło na drugi plan. Na szczęście dzień wcześniej odebrałam suknię ślubną – śmieje się Nikola – ale gdybym jej nie miała, niczego by to nie zmieniło. Poszłabym pewnie w mundurze harcerskim!
Ekspresowy ślub poprzedziła spowiedź, a kiedy młodzi stanęli przed ołtarzem, poczuli wielki pokój serca. – Pomógł nam też kapłan, ks. Łukasz, który zna nas od lat i jest naszym duchowym tatą. Słowa, które do nas kierował, były piękne, trudno w ogóle wyrazić, jak piękną była cała ta uroczystość – mówi Nikola. – Czułam, że to co robię, jest tym, co powinnam, że to jest moje powołanie. Że właśnie tak miało być, bo to, co sobie w życiu planujemy, i tak weryfikuje Pan Bóg. Wielkie przygotowania, które trwały od miesięcy, zeszły na drugi plan, a my poszliśmy za tym, co najważniejsze: za Bogiem.
Takiego ślubu nie da się zapomnieć. – Byliśmy my, nasza najbliższa rodzina i Bóg. To było dla nas najważniejsze – mówi pan młody. – Natomiast we wrześniu zaprosimy wszystkich gości, których nie zdążyliśmy teraz, na wesele.
Rodzice młodego pana nie kryją radości z chrześcijańskiego wymiaru tej spontanicznie podjętej decyzji. – Na koniec powiedzieliśmy synowi i synowej: jesteśmy z was dumni, że w tej sytuacji nie wesele było dla was ważne, ale sakrament – podsumowują.
0 komentarzy